Uwierzyć w siebie

 

Rozmowę z Justyną Czujko, wolontariuszką ING z Wejherowa przeprowadził Łukasz Droździk. 


Justyna jest liderką projektu „Grandklub Meander – Klub jak marzenie” zrealizowanego dla dzieci i młodzieży z Sopotu i okolic. Klub od sześciu lat prowadzi Fundacja Profilaktyki i Promocji Zdrowia. Jest to miejsce, w którym dzieci spędzają czas wolny, rozwijając swoje zainteresowania. Działa w nim grupa teatralna, prowadzone są warsztaty ceramiczne, muzyczne, plastyczne, a latem i zimą dzieci podróżują w Bieszczady, na Mazury czy Kaszuby. W ramach projektu Justyna oraz jej koleżanki i koledzy z pracy wyremontowali jedno z pomieszczeń Grandklubu – wyrównali ściany, pomalowali je, skręcili nowe meble i udekorowali przestrzeń klubu kolorowymi dodatkami. Dzieci brały udział w wyborze mebli oraz farb, a w dniu otwarcia przygotowały dla wszystkich tort i babeczki.

 

Ł.D. Jak zaczęła się Twoja historia z wolontariatem? Skąd pomysł? Skąd potrzeba?

J.CZ..:Nie potrafię wskazać konkretnej daty, ale pamiętam okres w moim życiu, kiedy czułam że robię za mało. Nie tyle dla siebie, co dla innych. Podświadomie czułam, że powinnam się gdzieś spełniać, robić coś więcej, ale nie wiedziałam co, jak i gdzie. Odpowiedź przyszła sama. W pewne piątkowe popołudnie miałam umówione spotkanie w Domu Pomocy Społecznej. Na miejscu okazało się, że pomyliłam DPS-y, ale ta pomyłka chyba nie była przypadkiem. Wychodząc zobaczyłam na ścianie wielki plakat: „Może i Ty zostaniesz wolontariuszem?”. Olśniło mnie i wiedziałam już, że wolontariat to jest to.

Ł.D.: Jest ktoś, kto Cię zainspirował do zaangażowania w wolontariat? Jeśli tak to kto?

J.CZ.: Ogólnie rzecz ujmując to tym „kimś” było chyba życie i wewnętrzna potrzeba zrobienia czegoś dla drugiego człowieka. Jeśli chodzi o wolontariat ING, to zmotywowała mnie moja dyrektor Dorota Szumlas. Powiedziała kiedyś, że skoro udzielam się w wolontariacie na zewnątrz, to dlaczego nie zaangażuję się w wolontariat ING? Przecież jest Fundacja ING Dzieciom, która w razie czego we wszystkim mi pomoże. Stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia, wysłałam wniosek i tak się zaczęło.

Ł.D.: Jaka była reakcja Twojego najbliższego otoczenia na zaangażowanie w wolontariat? Rodzina, bliscy, znajomi, współpracownicy? Pomagali i kibicowali, czy patrzyli ze zdziwieniem?

J.CZ.: Jeśli chodzi o „Dobry Pomysł” to przyznałam się dopiero, kiedy projekt został zaakceptowany. Zdziwienie moich bliskich i kolegów z pracy było spore – ten kto mnie zna wie, że mam problem z wiarą we własne możliwości i najczęściej jestem przekonana, że to się na pewno nie uda. A porwałam się przecież na całkiem spory i poważny remont! Pomoc koleżanek i kolegów z pracy była nieoceniona. Nawet jeśli ktoś nie mógł zaangażować się w sam remont, to pomagał mi w pracy, przejmując moje obowiązki kiedy musiałam wcześniej wyjść. Na rodzinę też mogę liczyć – kiedy ja jestem w DPS-ie mąż i dzieci zajmują się domem. Mało tego – męża także udało mi się zaangażować i w tej chwili pomaga mi w prowadzeniu wózka inwalidzkiego podczas spacerów z podopiecznymi. A lepszych przyjaciół nie mogłam sobie wymarzyć – kibicują, wspierają dobrym słowem i są wtedy, kiedy mam kryzys. 

Ł.D.: Jakie to kryzysy? Z czego się biorą i jak sobie z nimi radzisz?

J.CZ.: Takie jakie miewa chyba każdy z nas – że czegoś nie wiem, nie potrafię, nie mogę załatwić, że ktoś inny ma rozwiązanie na nasze problemy, a nie ja. To są momenty, kiedy mam ochotę się wycofać bo w głowie pojawiają się myśli, że skoro nie potrafię załatwić tak prostych rzeczy, to pewnie się do tego nie nadaję. Jak sobie radzę w takich chwilach? Trochę się żalę, trochę myślę i układam sobie wszystko w głowie. Usprawiedliwiam sama siebie, że przecież nie muszę wszystkiego wiedzieć, że dopiero się uczę i że te kryzysy po coś są. Wtedy też przychodzi wsparcie najbliższych i dowody, że ktoś we mnie wierzy bardziej niż ja sama.

Ł.D.: Jakie historie i ludzie zapadli Ci w pamięci najbardziej?

J.CZ.: Trudno wymienić ludzi czy historie które zapadły mi w pamięci najbardziej – każda z nich jest wyjątkowa i jest dla mnie lekcją. Podziwiam ludzi, a zwłaszcza całe rodziny, które z potrzeby serca angażują się w pomoc drugiemu, ucząc tym samym swoje dzieci najważniejszych wartości. To ważne szczególnie dzisiaj, kiedy wszyscy jesteśmy zabiegani, wiecznie nie mamy czasu i często zatracamy się w gonitwie za karierą i dobrobytem.

Ł.D.: Co w wolontariacie jest dla Ciebie najważniejsze?

J.CZ.: Chęci. Chęć podzielenia się z drugim człowiek tym, czego tak bardzo nam dzisiaj brakuje – czasem. Chęć bezinteresownej pomocy i pokazaniu że jest dla mnie ważny.

Ł.D.: Udało Ci się kogoś "zarazić" wolontariatem?

J.CZ.: Mam taką nadzieję! Zobaczymy za jakiś czas, ale wiem, że moja koleżanka Asia w tej chwili przygotowuje ciekawy projekt. Na pewno będę jej wsparciem i pomocą, bo to niezwykle istotne – szczególnie kiedy robimy coś pierwszy raz.

Ł.D.: Co w wolontariacie jest dla Ciebie celem? Po co to robisz?

J.CZ.: Robię to, bo daje mi to ogromną radość. Widzę, że oprócz rodziny i przyjaciół jest jeszcze ktoś, kto potrzebuje mojego wsparcia i świadomość, że mogę mu pomóc mnie napędza. Nie ma nic piękniejszego niż radość Hani czy Damiana z Domu Pomocy Społecznej na mój widok. Wzruszam się bardzo, kiedy widzę, że poznają mnie po głosie, że czekają kiedy przyjdę, kiedy słyszę „Lubię Panią”. Oni tak bardzo doceniają to, że z nimi pobędę, że idziemy na spacer, że wysłucham ich historii, a ja widząc tę radość dostaję skrzydeł. Szczególnie, że dla mnie nie jest to żaden wielki wysiłek. Ta radość jest bezcenna i nauczyła mnie doceniać każdy swój dzień. Tak samo było z projektem „Dobry Pomysł” – błysk w oczach dzieciaków na widok efektów remontu był najlepszym wynagrodzeniem.  Raz jeszcze z całego serca dziękuję wszystkim, którzy mi w nim pomogli – sama na pewno nie dałabym rady.

Ł.D.: Czy jest jakiś "projekt-marzenie" który chciałabyś zrealizować?

J.CZ.: Na pewno chcę kontynuować „Dobry Pomysł” i zaangażowanie w wolontariat poza ING. Nie mam wymarzonego projektu, ale marzy mi się, żeby idea wolontariatu się rozwijała. Ludziom wydaje się, że to skomplikowane i że oni się w tym nie sprawdzą, a ja mówię, że wystarczy odrobina chęci, a reszta pójdzie jak z płatka. Szczególnie że są takie organizacje jak  Fundacja ING Dzieciom, która daje nam naprawdę masę możliwości i pomaga w realizacji tych projektów.