O roli grupy w modelowaniu zachowań
Dla kilkorga dzieci ten Turnus Uśmiechu był przełomem. Zmianą, która nie zaszłaby, gdyby nie godziny warsztatów, socjoterapii i pozytywnego modelowania. Opiekunowie zgodnie jednak twierdzą, że największym sukcesem było stworzenie silnej grupy, której wsparcie okazało się kluczem do wnętrza najbardziej zamkniętych dzieci.
W styczniu na swój Turnus Uśmiechu przyjechała do Wisły grupa ze Stowarzyszenia na Rzecz Rodziny w Chorzowie. Prowadzi ono ośrodki, w których mieszkańcy Chorzowa i okolic mogą otrzymać bezpłatną pomoc i wsparcie psychologiczne, pedagogiczne i prawne. Te miejsca to Ośrodek Psychoterapii i Promocji Rodziny, Ośrodek Integracji Społecznej, Profilaktyczno-Rozwojowy Ośrodek dla Młodzieży PROM i Świetlica Środowiskowo-Socjoterapeutyczna „Pod Mychą”.
Zajmujemy się pracą z dziećmi i młodzieżą, które często są marginalizowane, niechciane, często też pochodzą z rodzin, w których jest przemoc czy alkohol. Do nas dzieci najczęściej kierowane są przez szkoły. Dla nauczycieli takie dzieci to wyzwanie w pracy wychowawczej. Zdarza się też, że przychodzą same, dowiadując się, że jest miejsce gdzie mogą znaleźć pomoc i spotkać ludzi, którzy chcą się nimi zaopiekować. – mówi Grzegorz Witkowski, z-ca Prezesa Stowarzyszenia na Rzecz Rodziny.
Pedagodzy współpracujący ze stowarzyszeniem, działają w oparciu o pozytywne modelowanie. Rozmowa zamiast krzyku, dawanie przykładu zamiast wydawania poleceń, wprowadzanie spokoju zamiast podniecania nastrojów. To kluczowe elementy, które – zdaniem kadry wychowawczej – wpływają na poczucie bezpieczeństwa i budowanie zaufania wśród dzieci, korzystających ze wsparcia stowarzyszenia.
Grzegorz Witkowski: Wychodzimy z założenia, że dorosły człowiek nie ma mówić dziecku, żeby posprzątało, tylko powinien z nim to najpierw zrobić. Jeżeli chcemy współpracować z grupą, to nie możemy wychowywać krzykiem, tylko rozmową. Wprowadzać spokój, a nie chaos.
Działania kadry wspiera grupa liderów profilaktyki młodzieżowej. W jej skład wchodzą byli podopieczni ośrodka PROM, którzy wzięli udział w warsztatach i dzięki temu stworzyli zwartą i mocna grupę. To osoby, które w ocenie wychowawców swoją pracą i postawą wypracowały sobie autorytet wśród dzieci, a jednocześnie reprezentują wartości kluczowe dla pracy pedagogicznej.
Dwanaście dni, które grupa spędziła w Wiśle, w kilku przypadkach było czasem pracy u podstaw. Na turnus przyjechały dzieci i młodzież, które zdaniem wychowawców najbardziej potrzebowały pomocy. Te, które w rodzinach nie znajdują właściwych wzorców, jak powinno się wspólnie żyć, prowadzić dom, dbać o otoczenie i siebie nawzajem. Socjoterapia, drama, treningi umiejętności społecznych, zajęcia profilaktyczne i psychoedukacja to metody, z których pedagodzy korzystali na warsztatach i zajęciach. Nieocenionym wsparciem okazali się liderzy profilaktyki młodzieżowej. Kadra podkreślała, że nie są to osoby idealne, ale autentyczne: chcą coś zrobić – chcą działać i pomagać.
Uważam, że kiedy dzieci osiągają pewien wiek, my dorośli mamy coraz mniej do powiedzenia. Ich autorytetami stają się rówieśnicy i to właśnie ich pozytywne modelowanie daje najlepsze rezultaty – podkreśla Agata Szmytka, wychowawczyni uczestnicząca w turnusie.
Jako przykład podaje 14-letniego chłopca uczestniczącego w turnusie. W ośrodku PROM przebywał głównie w towarzystwie młodszych dzieci i przejmował ich zachowania – wyśmiewał, drwił i wyzywał innych. Nieustanny opór i pretensje były przejawem potrzeby zwrócenia na siebie uwagi. Na turnusie trafił do starszej grupy, której sporą częścią byli liderzy.
Agata Szmytka: Trudno uwierzyć w to, co przez te dwanaście dni podziało się z tym chłopakiem. Dojrzał i stał się poważniejszy. Z chłopca, któremu na początku nic się nie podobało stał się chłopakiem, z którym można sensownie porozmawiać. Zamknięte na początku dziecko, na ostatnich warsztatach pierwsze wyrywało się do odpowiedzi. Podkreślał, że ten turnus był dla niego trudnym, ale bardzo wartościowym doświadczeniem.
Może się wydawać, że dwanaście dni to okres zbyt krótki na tak radykalne zmiany, ale trzeba pamiętać, że to czas bardzo intensywny. W stowarzyszeniu dzieci przebywają przez kilka godzin dziennie – na turnusie są ze sobą cały czas, oddziałując na siebie wzajemnie. Jeśli w 10-cio osobowej grupie tylko jedna osoba podważa wartość zajęć, a reszta chce pracować, to ta jedna osoba ma dwa wyjścia: albo odstawać i pozostawać poza grupą, albo zmienić podejście i stać się jej częścią.
Wspomniany 14-latek po okresie buntu zaczął współpracować, a największy wpływ na tę zmianę miała właśnie grupa i brak akceptacji dla jego dotychczasowego zachowania. Wychowawcy zgodnie podkreślili niezwykłą wartość małych kroków i drobnych gestów, które u niego zauważyli. Z chłopca, który nie chciał być w grupie danego wychowawcy, stał się tym, który przy śniadaniu dbał o to, czy wychowawca ma ciepłą herbatę.
Nawet jeśli on wróci do swojego dotychczasowego środowiska i pewne zachowania powrócą, to my będziemy mieli się do czego odnieść. Będziemy mogli powiedzieć: zobacz, w Wiśle się dało! – podkreśla Grzegorz Witkowski.
Sukcesów było więcej. Pedagodzy zgodnie podkreślali, że wyjeżdżają z poczuciem dumy z grupy i wartości, jaką ten turnus wniósł w życie ich wychowanków. Sukcesem jest fakt, że pomimo sporej rozpiętości wiekowej – od 8 do 18 roku życia – udało się stworzyć grupę, która tak mocno się wspierała. Grupę, która spowodowała, że osoby mające lęk przed innymi, przed wyśmianiem, wychodziły na scenę, brały udział w karaoke i przełamywały własne ograniczenia. Kiedy fałszowali, to grupa jeszcze mocniej biła brawa, żeby stworzyć przyjazny klimat i pomóc wykonawcy, włączali latarki w telefonach.
Nikt z nas – wychowawców – nigdy nie chciał budować relacji na zasadzie mentor - uczeń. To nie działa. Zawsze bazowaliśmy na partnerstwie. Młodzież bardzo przeżywała to, co robiliśmy na warsztatach. Kiedy docierało do nich, co dzieje się w ich głowach, w oparciu o jakie schematy żyją i jak ich zachowanie odbiera otoczenie, to niejednokrotnie się rozsypywali. Takie momenty nie miałyby miejsca, gdyby nie czuli się w Wiśle bezpiecznie i gdyby reszta grupy ich nie wspierała. – mówi Grzegorz Witkowski.
Anna Kajda, opiekunka najmłodszej grupy, wspomina z kolei sytuację, kiedy straciła głos. Grupa bardzo ją zaskoczyła, bo była w stanie przez godzinę zachowywać się na tyle cicho, że mogła prowadzić zajęcia szeptem.
Oczywiście zdarzały się także problematyczne momenty, ale w opinii kadry pedagogicznej były one w mniejszości. Największe napięcia pojawiły się dzień przed powrotem do domu. Dzieci otwarcie mówiły, że nie chcą wyjeżdżać i wracać do swojej rzeczywistości. Na turnusie czuły się bezpieczne i ważne, co nie zawsze jest normą w ich codziennym środowisku. Doświadczyły ciepła i bliskości zarówno w relacjach rówieśniczych, jak i tych z wychowawcami. To zbudowało zaufanie, które przełożyło się na pogłębioną pracę wychowawczą i terapeutyczną.
Grzegorz Witkowski: W efekcie młodzież chętniej rozmawia o swoich uczuciach i przeżyciach. Wielu z uczestników rozpoczęło pracę indywidualną z terapeutami i wychowawcami naszych placówek. Praca rozpoczęta na warsztatach podczas turnusu jest kontynuowana w trakcie zajęć socjoterapeutycznych w naszych ośrodkach.